Mikołajki nie z tej Bajki – Maxi Opis #25

Na mikołajki

Mini Opis #25 – Mikołajki nie z tej bajki…

Mamy grudzień, szósty dzień tego wspaniałego miesiąca, na który co roku czekałam jako dziecko. Dziś jest to jedynie nostalgiczne wspomnienie, nieco brutalne co roczne przypomnienie, iż nie jestem już dzieckiem, no przynajmniej nie publicznie, nie jawnie.
Możliwe, że nie jestem jedyna, która w dzień tego cudownego święta, przychodzi do supermarketów, sklepów i popołudnie spędza na obserwowaniu miasta, wszystkich Mikołajów z czerwonymi czapkami i całego tego zgiełku, z roku na rok coraz bardziej przesłodzonego, z roku na rok coraz mocniej będąc zaprzeczeniem celebrowania dnia Świętego Mikołaja.
Przez lata takiego cichego szpiegowania upatrzyłam sobie już stałe punkty, stałe miejsca ,,Mikołajo-Szaleństwa” z cichą nadzieją, iż kiedyś zdobędę się na tyle odwagi by podejść do jednego z nich i otrzymać ten darmowy, całkowicie nie przypadkowy i nie spersonalizowany prezent, od którejś z firm, chcących zwyczajnie kojarzyć się
w umysłach każdego dziecka, już od najmłodszych lat życia.

Telefon, do tej pory leżący na stoliku kawiarni, w której jako przykrywkę piłam gorącą czekoladę, zabrzęczał.
– Kto mnie kocha? – Powiedziałam do siebie, odblokowując urządzenie, chcąc chyba by odpowiedział mi na zadane pytanie niczym żywa istota.
Moim oczom ukazała się wiadomość od Sabiny, pytająca gdzie jestem, i dlaczego znowu w tej kawiarni… Pomimo bycia moją przyjaciółką, Sabina rok rocznie, nie mogła się nadziwić czemu aż tak się przejmuję jednymi Mikołajkami.
Jej argument był zwykle prosty ,, Przecież masz wypłatę, nie mieszkasz pod mostem, nie masz na głowie kredytu ani dziecka, równie dobrze codziennie możesz robić sobie takiego Mikołaja.”
Niby ma rację, niby się z nią rok rocznie zgadzam, ale tu już nie chodzi nawet o prezenty, czy o tą jednorazową miłą atmosferę ludzi dla siebie nawzajem, tu chodzi o to, że nie mogę cieszyć się tym dniem tak jak kiedyś, jak za tych dawnych czasów. Niby rok rocznie jest tak samo, a jednak jest inaczej, ci sami ludzie, a coraz bardziej dla siebie oschli, te same dekoracje ale coraz mocniej poniszczone, ten sam dzień, ale jakiś z roku na rok inny.

Rozmyślałam tak nad tym, przypominając sobie te wszystkie beztroskie lata, ufność
i niewinność  z jaką podchodziłam do każdego ulicznego Mikołaja, jak potrafiłam się cieszyć tym dniem i jaki ten dzień był dla mnie wyjątkowy. Dopiero pukanie ramienia wyrwało mnie z tego zamyślenia, niczym ze snu na jawie.
– No dzień dobry dzisiejsza depresjo. – Powiedziała Sabina, uśmiechając się do mnie
w geście powitania.
Odwróciłam głowę jakby próbując dogonić w myślach podmuch wiatru czy płatek śniegu, który mógłby mnie wrócić do tego pięknego wspomnienia, choć na jeszcze jedną chwilkę.
– Halo, Ziemia do Marty. – Odezwała się Sabina, patrząc na mnie jak na małego przestraszonego szczeniaka.
– No cześć, wybacz, jestem myślami gdzie indziej. Zamówić Ci coś? – Odpowiedziałam starając się nadrobić small talk.
– Już zamówiłam sobie kawę, swoją drogą to nie za duża już jesteś na gorącą czekoladę? – Odbiła.
– Może i jestem, ale w sumie to kto mi dziś zabroni. Zwłaszcza dziś, gdy gorąca czekolada jest częstszym zamówieniem niż kawa. – Odbiłam powrotnie do niej.
Z Sabiną rozmowy zazwyczaj przypominają takie rozgrywki Tenisa czy ping-ponga,
w której to każda z nas odbija rozmowę, aż któraś nie będzie miała argumentu przebijającego i przegra tą przysłowiową piłeczkę rozmowy.
– No w sumie, ale to cały dzień zamierzasz się tak chować po kawiarniach? – Zapytała.
– Może, jutro mam wolne więc mogę się trochę powłóczyć po mieście, a co masz lepszy pomysł? – Zapytałam niechcący tym niewinnym i infantylnym akcentem, którego używa każde dziecko gdy czegoś chce.
Sabina spojrzała na mnie, widać po niej było że zrozumiała przekaz akcentu, choć za każdym razem gdy go przypadkiem użyję, patrzy na mnie z uśmiechem czystego politowania.
– Nie wiem jak ty, ale mam w domu butelkę przepysznego wina, a może nawet dwie, znasz może kogoś kto pomógłby mi z tym jakże ciężkim problemem?
– No wiesz ty co, pić i to 2 butelki wina w taki dzień… Nieładnie! – Odpowiedziałam, jednak dając jej do zrozumienia żartobliwą formę nagany.
W tym zgrabnym między czasie, kelnerka przyniosła Sabinie jej zamówioną kawę. Zapytała czy podać coś jeszcze jednak dałyśmy jej grzecznie do zrozumienia że jak na razie jesteśmy zaspokojone.
– Ej, ja nic nie mówię gdy pijesz te swoje czekolady, którą notabene też mam w domu,
więc bądź że dobrą przyjaciółką i wspomóż przyjaciółkę co by nie wpadła w szpony alkoholizmu.
Game, Set, Match, jak to mawia się podczas zakończenia rozgrywki. Obie roześmiałyśmy się do siebie, o mało co nie rozlewając naszych dotychczasowych trunków.
– No dobrze, poświęcę się, ale w zamian podjedziemy jeszcze do mnie. Jak mam spędzić
u Ciebie dzisiejszy wieczór, to będę potrzebowała kilku swoich rzeczy.
– Nie ma problemu, to od razu weź mi proszę tą książkę co pożyczam ją od Ciebie już
3 miesiące, i pożyczyć jej nie mogę. Może w końcu ją przeczytam. – Odbiła.
– Spoko, a brać ze sobą lapka?
– A po co, przecież mam w domu laptopa, poza tym chyba nie będziemy w stanie pracować tego wieczora…
– No tak, wybacz przyzwyczajenie. Swoją drogą to dawno u Ciebie nie nocowałam. Aż mi się przypominają czasy studenckie, pamiętasz?  – Wybrnęłam, w sumie sama nie wiem dlaczego chciałam zabrać ze sobą laptopa.
– Tak, to były czasy, te wszystkie nieprzespane noce, imprezy… To były piękne chwile naszej minionej młodości. – Odbiła, jednak widać było w jej oczach tą samą iskierkę nostalgii, którą miałam jeszcze kilka chwil temu.
– Wypraszam sobie, nie jesteśmy jeszcze takie stare, poza tym kto jak kto ale myślę że nie powinnaś narzekać, czas dla Ciebie jest zdecydowanie zbyt łagodny.
Game, Set Match. Wygrałam tą rundę, co przyniosło mi upragnione poczucie spełnienia
a lekki rumieniec na twarzy Sabiny jedynie dopełnił tej satysfakcji. Niby przyjaciółki powinny się wspierać, być dla siebie miłe i ogólnie przyjacielskie, jednak nikt mi nigdy nie powiedział że ten system u Sabiny nie zadziała, i stąd ta wieczna rozgrywka, na punkty, argumenty i riposty. Czasami myślę że ona może nie umieć inaczej rozmawiać
z ludźmi. Z drugiej strony to ja zwykle byłam tą bardziej miłą, ale wątpię że dałabym radę wytrzymać z kimś kto widzi to podobnie do mnie, a tak to przynajmniej mamy
obie zapewnioną rozrywkę.

Czas mijał a my wymieniłyśmy się jeszcze dwiema rundami, z czego obie wygrała Sabina, resztę plotek i tego typowego babskiego gadania zostawiłyśmy sobie jednak na wieczór, zwłaszcza po że jej kawie a mojej czekoladzie pozostały już tylko puste kubki
a przecież tyle nas jeszcze dziś czekało.
Wstałyśmy, ubrałyśmy się, zapłaciłyśmy i wyszłyśmy. Dla reszty gości byłyśmy całkowicie normalnymi przyjaciółkami na typowej, zwyczajnej kawie, a więc i nie warte uwagi. Czasem mam takie poczucie, że Sabina chce się nieco poawanturować, zrobić scenę, tak by nieco zwrócić uwagę ludzi, zaburzyć dotychczasowy ład niedostrzegalnego dla każdego tła każdej kawiarni. Tym razem chyba zbyt mocno zajęta była sprawdzaniem drobnych w portfelu by zrobić scenę jednak za każdym razem modlę się by znalazła jakikolwiek powód by się powstrzymać.
Sama droga upłynęła nam dość przyjemnie, Sabinę myślę łatwo rozpoznać na drodze, zwłaszcza gdy jedziemy razem, to ta szalona kobieta za kółkiem śpiewająca
w niebogłosy, co jakiś czas patrząca na drogę jak na smutny obowiązek, to ta kobieta, która przypomina każdą szaloną ciocię w każdej typowej Polskiej rodzinie, tą ciocię, która pomimo faktu skończenia 30, nadal potrafi się zdecydowanie za dobrze bawić.

Podjechałyśmy pod mój blok, mieszkanie w tym mieście mogłoby wyglądać lepiej, mogłabym mieszkać w domku jednorodzinnym, mogłabym mieć salon i sypialnię, kuchnię i garderobę z dziesiątkami butów i sukienek, ale mieszkam tutaj, w małym mieszkanku, o wymiarach całych zaszczytnych 30 metrów kwadratowych i myślę czy więcej nie było za dużo, pomyślcie, co łatwiej posprzątać i ogarnąć przy może 3 godzinach czasu wolnego po pracy, 30 metrową kawalerkę, czy 80 metrowe mieszkanie, domek z piętrem czyli labirynt pokoi z których każdy jest istnym pokojem bez dna…
Mieszkanie na tym 4 piętrze, jest z resztą zdrowe, codziennie po schodach w górę i w dół, a wątpię by chciało mi się robić cardio mieszkając w luksusie mając wszystko pod ręką.
Tak czy inaczej doczłapałam się do tego mojego raju minimalizmu, i nawet się nie rozbierałam, zaczęłam się pakować w tą jedyną wysłużoną już torbę podróżną, z którą byłam już chyba w każdym mieście w Polsce na delegacji. Spakowałam wszystko to czego będę potrzebowała, ubrania na jutro, szczoteczkę i pastę do zębów, książkę dla Sabiny i gazetę dla siebie, po czym wyszłam z domu jakbym znowu miała te naście lat i wyjeżdżała na jakąś kolonię.

Sabina, czy zdążyła się już znudzić, ależ oczywiście, przecież nie było mnie jakieś 5 minut i czas jej dopuszczalnego nic nie robienia skończył się jakieś 4 minuty temu. Nie wiedziałam co ona robi i dlaczego nie ma jej w aucie, jednak gdy tylko podeszłam co zobaczyłam? Ta obłąkana kobieta układała sobie kostkę Rubika, którą non stop wozi
w aucie, aż boję się pomyśleć co musi się dziać podczas porannego korku na głównych ulicach tegoż wspaniałego miasta, gdy to wszyscy stoją a ona zamiast przesunąć się tych
15 centymetrów, układa kolejną ściankę.

– No Pani, już myślałam że będę musiała Ci przyjść pomóc, w ogóle to po co Ci cała ta torba, to w końcu tylko jedna noc a nie dwu tygodniowe wakacje. – Zagadnęła, a ja kompletnie w całym tym chaosie zapomniałam że właśnie nastąpiła kolejna rozgrywka.
– Nie marudź, nie było mnie góra pięć minut, poza tym, nigdy nie wiadomo co się może przydać, a wolę nie być skazaną na Ciebie podczas wyłączenia prądu,
tak przykładowo… – Uf, zdążyłam odbić ripostą.
– To co jedziemy, czy poczekamy na resztę Twoich bagaży? – Zgrabnie odbiła.
– Jedziemy, choć wątpię czy bez tych walizek z kurtkami zimowymi sobie poradzę,
w końcu nie mieszkasz na Hawajach a patrząc po temperaturze u Ciebie, to bardziej na Antarktydzie. – No nie miała riposty, kolejny game, set, match, dla mnie. Swoją drogą to wręcz przyjemne widzieć jej minę gdy nie ma riposty, gdy wie że tą rundę wygrałam ja.
Wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy prosto do Sabiny. Oczywiście przegraną
u mnie musiała sobie jakoś nadrobić, to też kolejnych 3 kierowców zostało zwyzywanych najpiękniejsza wiązanką łaciny podwórkowej jaką miałam okazję usłyszeć w ostatnich latach.

Jej mieszkanie, było idealnym domkiem z piernika, no może nie domkiem ale na pewno mieszkaniem z piernika. Salonik połączony z kuchnią, sypialnia i gabinet pracowniczy,
w którym można by było spokojnie upchnąć większość asortymentu mojego mieszkanka a wszystko zachowane w nowoczenym i stonowanym stylu współczesnej blogerki. Torbę kazano mi wręcz wrzucić do gabinetu, a moja gospodyni zaczęła przygotowywać naszą dzisiejszą misję, czyli 2 butelki wina, sałatkę, typowe zapychacze i wszelakie słodycze mogące kusić nas do zrujnowania naszych pięknych  30- letnich figur.  Skorzystałam z tej okazji i poszłam do łazienki by zawczasu przygotować się na przyjęcie całej tej ilości dobrobytu jednak to co odkryłam rozbierając się mnie zwyczajnie zszokowało.
Wciąż miałam na sobie pampersa.
Tego, którego założyłam na siebie rano przygotowując się do Mikołajowego Szpiegowania. Zamarłam, w końcu, co jej powiem, jak to wytłumaczę, gdzie ukryję pampersa, nawet tego, przecież zauważy.
Lata znajomości z tą kobietą nauczyło mnie jednego, nie ważne jak bardzo się postaram coś przed nią ukryć, ona i tak to znajdzie. Siedziałam tak na muszli, zastanawiając się co teraz, co robić, jednak jak to za każdym razem z nią bywa, usłyszałam zza drzwi jej głos.
– Pomóc Ci? Może potrzebujesz brzeszczota, albo lepiej, gdzieś powinnam mieć ten sekator. – Sabina, ja Cię dzisiaj upiję, i daję słowo, kiedyś za te riposty zemszczę się po stokroć.
– Nie, dzięki, poradzę sobie. – Odpowiedziałam, mając jedynie cichą nadzieję że pod wpływem całego tego alkoholu, nie zauważy delikatnego wybrzuszenia.
Wyszłam z toalety i jakby nigdy nic zasiadłam na kanapie w salonie. Sabina nie marnowała czasu, już wchodząc słyszałam typową dla niej muzykę puszczoną delikatnie przez głośniczki rozmieszczone strategicznie po jej mieszkaniu tak by dawały najlepszy możliwy efekt akustyczny, nie grając wcale głośno. Co leciało? Nie wiem sama, to brzmiało jak pojedynczy bit wyrwany z jakiegoś utworu na wpół rasta, a na wpół rap. Ona nazywa to LoFi ale znając ją to pewnie jakiś slang do czegoś czego znaczenia nie zrozumiem nawet za 100 lat. Kawałek wpadał w ucho, a przy okazji nadawał idealny relaksujący klimat.  Sabina podała mi kieliszek, i znowu się zaczęło, typowe babskie gadanie.

Godzinę i trzy czwarte butelki wina później, miałyśmy jeden temat do plotkowania teoretycznie wyczerpany, ale zaczęła przerażać mnie wizja ogarnięcia wszystkich tematów do plotkowania a przy Sabinie liczba takich potencjalnych tematów szybko
i nieustannie zwiększa się z sekundy na sekundę.
Ktoś mógłby powiedzieć że błędem było zaczynanie plotkowania z Sabiną, i miałby rację, jednak nie zaczynając plotkowania z nią, ona i tak zrobiłaby to sama a tak to przynajmniej miałam tą satysfakcję iż to ja zaczęłam.
– Sabina, litości, to nie ludzkie otwierać drugą butelkę wina w godzinę po otworzeniu tej pierwszej.
– Oj wiem, ale to wino jest takie dobre, a poza tym kiedy następnym razem będziemy miały okazję na takie świętowanie?
– Nie wiem, za rok, na następnych Mikołajkach.
Obie spojrzałyśmy na siebie nawzajem, rozumiejąc jak w obu naszych przypadkach zbliża się ten moment, w którym nie będzie już miało dla nas znaczenia, która to godzina. Wybuchłyśmy głośnym śmiechem, praktycznie do pokłonu. I stało się, typowa dla każdej imprezy głupawka, kolejne 20 minut to jeden wielki śmiech przeplatany biciem się po udach i wzajemnym rozśmieszaniu się, by cały ten proces mógł zacząć się ponownie.

W tym śmiechu zapomniałam kompletnie o tym że mam na sobie tego pampersa, teraz był niczym zapomniana bielizna, do której z biegiem czasu dnia człowiek przyzwyczaja się do punktu, w którym wieczorem rozbierając się, sam nie wierzy że pod ubraniem coś jeszcze nosił. Poczułam jak robi mi się gorąco, w końcu 20 minut ciągłego śmiechu
i aktywności hiperwentylacyjnej (nadmiernego oddechu) sprawia zwiększenie przepływu krwi w organizmie, tak to właśnie moje niekontrolowane uzależnienie od Cioci Wikipedii. Poczułam jak gorąco otula mnie na całym ciele, jak cały świat zaczyna tańczyć mi w rytm tej jednej piosenki, która odtwarzana była już nie wiadomo który raz w pętli niekończącego się płynnego przejścia pomiędzy początkiem a końcem.
Ciepło mnie nie opuszczało a jedynie stawało się bardziej zlokalizowane, bardziej miejscowe,w okolicach właśnie mojego pampersa. Poczułam jak ciepło to przestaje być jedynie ciepłe, ale i wilgotne, jak to miejscowe ciepło powiększa się, jak wilgoć zalewa mnie jakby od środka.
Przez ten moment nie słuchałam już kolejnego żartu, i anegdoty Sabiny, zdałam sobie sprawę co się stało jednak próbowałam zrozumieć dlaczego to się stało. W końcu nie miałam problemów z inkontynencją (nie trzymaniem moczu). Nie byłam na tyle pijana by robić to odruchowo (a zdarzało się właśnie na imprezach podczas studiów notabene właśnie z Sabiną). Analizowałam tak sytuację, na tyle na ile mój lekko wstawiony umysł mi na to pozwalał. Sabina zorientowała się jednak że jej nie słucham, i po chwili to ja się zorientowałam, że to ona już nie mówi.  Patrzyła tylko na mnie z wyraźnym niezadowoleniem.
– Nie no to jest już szczyt wszystkiego. – Powiedziała zniesmaczona. – Chciałabyś mi coś powiedzieć młoda damo?
O nie, ona wie! Zauważyła pampersa, no to koniec, teraz już się nie uwolnię.
Myśli zaczęły mi napływać do głowy, w tempie zdecydowanie przekraczającym moją obecną możliwość ogarniania ich na logicznym poziomie.
– P…Przepraszam. – Wydukałam, czując się jak dziecko, które przyłapuje się na podkradaniu pierników z szafki.
– Takie zachowanie nie przystoi, marsz do kąta młoda damo. – Rzuciła ostentacyjnie Sabina z miną na wpół poważną na wpół zaskoczoną.
Jednak chyba jeszcze dziwniejszy był fakt że ze spuszczoną głową i autentycznym poczuciem wstydu wstałam i podeszłam do kąta.
– Czy wiesz co zrobiłaś młoda damo ? – Zapytała z przekąsem identycznym do tego, który ma każdy rodzic pytający dziecko o zrozumienie swojego błędu.
– Tak… Ja się chyba pos… – Pełna wstydu nie zdążyłam jednak dokończyć.
-Tak, ty się chyba pomyliłaś, plotki i takie spotkania polegają na tym że słuchamy się siebie nawzajem a nie myślimy o niebieskich migdałach. – Kontynuowała tonem już zdecydowanie pełnym wdzięku, jakby żartobliwym akcentem.
To ja jej się właśnie prawie przyznałam do posikania się i to jeszcze w pampersa, którego w dodatku nawet nie zauważyła, a ona mi tu że jej nie słucham. No w tym momencie to nie wiedziałam czy mam w nią rzucić poduszką w akcie zemsty, czy podziękować że nie zauważyła pampersa.
– Przepraszam, obiecuję poprawę. – Odbiłam, w nadziei że dokończenie przeprosin załatwi sprawę.
– No. Ale żeby mi to było ostatni raz. Nie po to opowiadam Ci przez 10 minut anegdotę bym musiała ją powtarzać bo mnie nie słuchałaś. Za karę, proszę, kolejny kieliszek na zdrowie uszu.  – Game Set Match, tylko właściwie czyj, mój, bo się nie zorientowała,
czy jej bo jej nie słuchałam? Coraz ciężej mi z nią dzisiaj grać.

Kara jest jednak karą, więc wychyliłam kieliszek upijając z niego na tyle wina na ile tylko mogłam, by jednocześnie się nim delektować a i odbyć wymierzoną mi karę.
Ponownie zaczęłyśmy rozmawiać, tym razem pomimo wilgoci w pampersie przykładałam uwagę do tego co Sabina mówiła i nie było to aż takie trudne jak mi się wydawało. W pewnym momencie odpowiadając Sabinie zorientowałam się że w tym samym momencie, całkowicie zrelaksowana po raz kolejny czuję rosnące ciepło, jednak tym razem było ono całkowicie świadome, po prostu jednocześnie oddawałam mocz wprost do pampersa i odpowiadałam Sabinie jakby nigdy nic.

Czułam się taka zrelaksowana, taka upojona i to nie tylko alkoholem ale również tą samą muzyką do której zdążyłam się już przyzwyczaić i wybijać odruchowo a jednak precyzyjnie rytm beat’u tak jakby to moje nogi były bębnami, jakbym to ja wybijała ten rytm, sprawiała że on tam jest.
– Ja nie wiem jak ty to robisz, ale ja to się muszę iść wysikać, bo nie wytrzymam i zaraz się zwyczajnie posikam jak małe dziecko. – Skwitowała Sabina wstając ze swojego fotela.
– Pomóc Ci? Mówiłaś że gdzie masz ten sekator czy brzeszczota? – Odbiłam jej wiedząc
że zemsta jest słodka.
Tym razem to ona nie miała riposty i nie marnując czasu poszła do łazienki. Swoją drogą to dość śmieszne że nosząc pampersa przez czysty przypadek, wręcz zapominając o nim, jestem w stanie zdecydowanie bardziej cieszyć się tym wieczorem niżeli bez niego. Siedząc tak czekałam na Sabinę dobre 15 minut, by znudzona oczekiwaniem na nią wziąć gazetę i ją leniwie przeglądnąć. Jednak po kolejnych 10 minutach Sabiny dalej nie było a bez przesady nie możliwe jest by fizycznie tak długo się wypróżniać, nawet dla niej. Wstałam z fotela jednak dopiero teraz poczułam ciężar już solidnie mokrego pampersa. Poczułam jak przy kroku pampers opada mi i ciąży, jak jego pozycja delikatnie zsuwa się ze mnie, jednak nie na tyle by spaść całkowicie.

Przeszłam tak kilka kroków, choć chyba lepiej powiedzieć, że się przeczłapałam do łazienki jednak drzwi były otwarte a światło zgaszone. Coś mi tu nie pasowało, przeczłapałam się z powrotem do salonu jednak ani w salonie ani w kuchni Sabiny nie było.
Nerwowo podeszłam do gabinetu, i uchyliłam lekko drzwi. Zobaczyłam Sabinę siedzącą na krześle czytającą książkę, którą dla niej spakowałam po południu.
– Sabina, weź uprzedzaj że masz dość i potrzebujesz chwilę przerwy, bałam się, że coś
Ci się mogło stać. – Odbiłam z ulgą, Sabina jednak nie zareagowała.
Dopiero po chwili uniosła delikatnie głowę jakby nadal doczytując akapit.
– Miałaś rację, niezwykle ciekawa lektura. – Odparła poważnie oczami nadal skanując tekst.
– Pani, mnie to posłałaś do kąta za niesłuchanie co mówisz a teraz sama sobie czytasz książkę zamiast ze mną pogadać?  – Chyba sama nie byłam do końca świadoma faktu, że żaden normalny człowiek sam z siebie, z własnej woli nie podżegałby Sabiny do rozmowy, a ja to właśnie robię sama kręcąc sobie bicz.
– Niby tak, ale nie mogłam się powstrzymać, miałam tylko przejrzeć, ocenić ile zajmie mi przeczytanie tego, ale… – Tu urwała, spojrzała na mnie z zaciekawieniem po czym dalej zaczęła czytać.
– Ale? Ale co? Czemu się tak na mnie spojrzałaś, mam coś na twarzy? – Odbijałam, jednak bez celowo.
– Nie, nic. – Odbiła.
– Sabina, nie baw się ze mną o tej porze w zgadywanki, powiedz normalnie o co chodzi.
– Na pewno? Wiesz to nie moja sprawa i w ogóle… – Próbowała się wykręcić, jakbym miała jej się tu przyznawać do regularnej bezwstydnej poligamii erotycznej.
– Mów że w końcu zołzo jedna! – Nakazałam niemal donośnym głosem.
Sabina odłożyła książkę i spojrzała na mnie z wyrazem współczucia jednak i troski. Biło od niej typowym zrozumieniem i akceptacją, co już mi nie pasowało. U każdego normalnego człowieka taka reakcja byłaby zwyczajnie zrozumiała, nawet w takich okolicznościach, jednak nie u Sabiny, ona nie jest typem współczującego człowieka mydlącego komukolwiek oczy swoją dobrocią.

Wzięła głęboki oddech i zaczęła.
– Nigdy nie sądziłam że Mikołajki są dla Ciebie tak ważne, zwłaszcza z tego powodu.
– Co, moment z jakiego powodu… – Zaskoczyła mnie, jednak o co jej właściwie chodziło?
– No wiesz całe to bycie dziecinną, i to niewinne spojrzenie na świat, właściwie jak nie ty, no przynajmniej nie jak ty na co dzień, zawodowo.
– Sabina, o co Ci chodzi? – Wtrąciłam jej się, chyba nie mogłam już słuchać tego wstępu.
– O to. – Wskazała na moje krocze, na którym była już znaczna ciemna plama.
– O nie. Nie nie nie nie, tylko nie to… – Wpadłam w mini panikę.
– Ciii, nic się nie stało, przecież każdemu się może zdarzyć ale to nie o to mi chodziło. – Odbiła, próbując mnie uspokoić.
– A o co? – Zapytałam próbując powstrzymać łzy.
– Każdy może nosić pampersy, nie ma w tym nic złego, nie sądziłam po prostu, że Tobie nie tylko o pampersy chodzi. – Wzięła, do ręki moją torbę i zaczęła wypakowywać z niej, przedmioty wstydu.
– Nie nie, nie, zostaw, tam nic nie ma!!! – Zawołałam.
– Spokojnie, nie musisz się o nic obawiać, nie zabiorę Ci przecież tego, chcę jedynie obejrzeć.
Wyjęła kolejno, kilka sztuk pampersów, smoczka, butelkę, kilka szmacianych lalek, które można założyć na palce oraz koszulkę, z nadrukowanym napisem ,,Maluszek ze mnie na sto dwa, liczyć umiem już raz i dwa…”
Zaczęłam drżeć, może niezbyt dogodny dobór słów jednak sparaliżowało mnie. Sabina zobaczyła w jakim jestem stanie, i nie mówiąc nic dalej, wzięła smoczek i przystawiła mi go do ust, jakby było to normalne.

– Ale? – Próbowałam coś powiedzieć, jednak Sabina położyła mi palec wskazujący na twarzy i smoczku by szeptem, zrobić krótkie ,,Ciiiii”.
– Nie bój się, nie masz czego, zaraz będzie już dobrze. – Jej głos z typowego Sabinowego tonu nastawionego na ripostę, zmienił się w ciepły i kojący ton.
Siedziałam tak przez chwilę przy niej delikatnie ssąc smoczka, mając nadzieję że to przecież tylko sen. Sabina widząc że już po chwili się uspokoiłam kontynuowała.
– Na początku myślałam że masz problem z pęcherzem, w tej kawiarni jak się ubierałaś to pampers Ci nieco wyszedł spod koszulki ale stwierdziłam że skoro mi o tym nie powiedziałaś, to musiałaś mieć ku temu powód. Wiem, że teraz coraz więcej kobiet miewa problemy z nietrzymaniem moczu  dlatego nie chciałam drążyć. Zdziwiło mnie,
że tak szybko się spakowałaś, zwykle sprawdzasz wszystko po 100 razy by mieć tą swoją pewność, że niczego nie zapomniałaś, a dziś niebyło Cię raptem 5 minut. Zdziwiło mnie że po wypiciu ze mną 1,5 litra wina, ani razu nie poszłaś do toalety, mów co chcesz ale nikt nie ma aż tak dużego pęcherza. Dalej nie chciałam Cię o to pytać ale gdy podeszłaś do tego kąta, wyglądałaś jak małe dziecko, dostające reprymendę od rodzica za złe zachowanie a nie jak 30 latka. Byłam w łazience ale przypomniałam sobie że mi przyniosłaś tą książkę i chciałam Cię o nią zapytać, przewertowałam ją i znalazłam zakładkę.

– Co? Jaką zakładkę? – Zapytałam drżąco.
– Tą zakładkę. – Sabina podała mi starannie zwiniętą kartkę papieru z zeszytu.
Otworzyłam ją i wszystko się wyjaśniło. Na karcę był napis Maluszek w nowym wdzianku, a pod tym wydrukowane zdjęcie mnie, w jednym z moich personalizowanych pampersach ze smoczkiem w ustach i z misiem pod pachą.
Pod zdjęciem był podpis, który sama dopisałam, ,,Wesołego Mikołaja” od samej siebie.
– Wiesz co, przepraszam Cię za to, daj mi 10 minut i mnie nie będzie, nie zrobię Ci więcej kłopotu. – Odpowiedziałam chcąc uciec, schować się, po prostu wyjść.
– No chyba sobie żartujesz, nigdzie nie pójdziesz w takim stanie. – Odbiła.
– Co? W jakim niby stanie? – Zapytałam ze zdenerwowaniem.
– Jesteś pijana, a w dodatku mokra, wsiądziesz do taksówki i przemoczysz
komuś całe siedzenie. – Game, Set, Match, miała rację.
– To niby jak mam wrócić do domu, przecież mnie nie odwieziesz a piechotą
nie pójdę. – Zapytałam.
– Oczywiście że nie pójdziesz, ja Cię nie odwiozę, bo jestem równie pijana jak ty a może nawet bardziej. Ale tak siedzieć nie możesz.
– Rozumiem, podasz mi moją torbę, pójdę się przebrać…
– Mam lepszy pomysł. – Powiedziała, wchodząc mi w słowo.
– Niby jaki ? – Zapytałam z zaniepokojeniem.
– Przewinę Cię, obie się przebierzemy w coś nieco bardziej wygodnego i pooglądamy Shreka.
– Co? Żartujesz sobie ze mnie, prawda? – Zapytałam z niedowierzaniem.
– Absolutnie, to dość proste, ty potrzebujesz nowego pampersa, ja nowego ubrania, a Shreka odkładam już ze 2 miesiące, poza tym jeśli się nie mylę to Twoja ulubiona bajka.
– Ale…? – No zołza nie dała mi nawet dokończyć sprzeciwu.
Sabina położyła mnie na kanapie, odpięła mi spodnie. Czułam się jakbym grała w filmie pornograficznym, ja wiem że to tylko spodnie, ale nie zwykłam być rozbierana przez kogokolwiek innego jak ja sama. Zsunęła ze mnie spodnie by odkryć napęczniałego pampersa, który nie tylko napęczniał ale i miał blado żółtawy kolor od całości danego mu płynu.
– No no no, Młoda Damo, teraz to już wiemy gdzie podziała się każda wypita przez Ciebie kropelka. – Skwitowała, praktycznie nie robiąc sobie absolutnie nic z widocznego u mnie gołym okiem poczucia wstydu.

Odpięła rzepy i odchyliła górną część pampersa. Natychmiast niczym zawstydzona nastolatka, zakryłam twarz dłońmi.
– Akurat przy mnie nie masz się zbytnio czego wstydzić, mam to samo,
tam na dole. – Odbiła, zdecydowanie zbijając mnie z tropu.
Chusteczkami do higieny intymnej delikatnie powycierała wiadome miejsca, co sprawiło że jedynie jeszcze bardziej zaczerwieniałam na policzkach. By powycierać mnie tymi chusteczkami musiała wychylić się, sięgnąć po nie do tobry i to wystarczyło by ociężały
i przemoczony pampers wysunął się jej z dłoni i spadł w dół ostentacyjnie wydając przy upadku ten jeden dźwięk mokrej szmatki rzuconej w podłogę. Sabina wysunęła spode mnie mokrego pampersa i zwinęła go  w kulkę, robiąc to bez zastanowienia. Wsunęła pode mnie nowego pampersa i posypała pudrem dla niemowląt, który również wyjęła
z mojej torby wychylając się po chusteczki. Zapięła rzepy i podała mi dłonie bym usiadła z jej pomocą na łóżku.
– No i proszę połowa roboty już za nami. – Stwierdziła z zadowoleniem.
– Połowa? – Zapytałam.
– No a co mówiłam? Przewiniemy Cię i przebierzemy się w coś wygodniejszego, młoda damo, musisz uważniej mnie słuchać.
– A co jest nie tak z tą koszulką? – Zapytałam próbując obronić resztki mojej dorosłej dumy.
Sabina spojrzała na mnie z politowaniem, i w sumie trochę jej się nie dziwię, ciężko brać na poważnie kogoś kto stoi w pampersie z pastelowymi nadrukami, noszącym jednocześnie białą koszulkę z delikatnym nadrukiem ,,Bez prezentu nie podchodź brodaty człeku.” Czułam, że nie mam ani grama argumentu w tym rozdaniu, więc pokornie zdjęłam koszulkę i mając na sobie już sam biustonosz, czekałam z akceptacją
w oczach na przyjęcie adekwatnego dla mnie ubrania. Sabina kazała mi unieść ręce
i z jej pomocą, ubrałam równie pastelową koszulkę.
Pomimo zdecydowanie nieadekwatnego stroju jak na mój wiek, czułam się lepiej, jakoś tak bardziej przyjaźnie, domowo. Sabina bez chwili namysłu czy wstydu zdjęła swoje dotychczasowe ubranie i przebrała się w swój stary sweter, który pamiętam na niej jeszcze z czasów studiów. Ten sam sweter, który wyglądał jakby przeniosła się w czasie
z modą przynajmniej o 25 lat wstecz.
Gotowa tak, wzięła mnie za rękę jak małe dziecko i zaprowadziła do salonu. Sama
z resztą włączyła jedynie telewizor i pilotem wybrała Shreka na jakimś tam flix’ie.
Sama stwierdziła że zaraz przyjdzie tylko zrobi nam herbaty.

Leżałam tak pod kocem oglądając pierwsze minuty tej już zaoranej memami produkcji, którą zna chyba każdy. Czułam, że jest mi zdecydowanie za wygodnie, pod kocem,
w pampersie i to niczym niezakrytym, ze smoczkiem w ustach, nie wiedziałam nawet czy to sen, wcześniej dałabym wszystko by się obudzić, teraz jednak nie chciałabym się obudzić, jest stanowczo za miło.
Shrek właśnie wypowiadał te sakramentalne słowa ,,To jest ta scena, w której dajecie nogę…”, które to słowa wypowiadałam przez smoczka praktycznie jednocześnie z nim.
Sabina podeszła do mnie z moją butelką i kubkiem herbaty. Butelka była pełna ciemnej substancji, która delikatnie wirowała w butelce zgodnie ze wskazówkami zegara.
– Proszę Fiono. Twoja obiecana czekolada na gorąco. – Powiedziała podając mi butelkę do ręki.
No nie miałam riposty, po raz kolejny i chyba ostatni tego wieczora zapadło Game Set Match.
Oglądnęłyśmy Shreka jak nastolatki wpatrzone w kolejny epicki serial bez znaczenia będący jedynym co w danej chwili jest dla nich istotne. Sabina w pewnym momencie stwierdziła, że nie może już patrzeć jak męczę tą butelkę i zabrała mi ją tylko by sekundy później wsadzić mi ją do ust, trzymając w stałej pozycji.

Butelkę czekolady na gorąco, kubek herbaty i produkcję Shrek’a dalej, Sabina stwierdziła że od dawna nie miała z kim spędzić tak miło czasu.
– Wiesz, może to nie jest normalne, że dorosła kobieta z 30’stką na karku biega mi po domu w pampersie i jak nie pije z butelki to ssie smoczka jak by nie było jutra, ale na swój sposób jest to po prostu urocze.
– Naprawdę tak sądzisz? – Zapytałam ją dziwiąc się że ktoś niezwiązany z Maluszkowym światem może być aż tak wyrozumiały.
– Jasne, może nawet sama kiedyś spróbuje tych Twoich pampersów, tylko jak obie będziemy w pampersach to kto się nami zajmie.
– O to się nie bój, chętnie się Tobą zaopiekuje… – Odbiłam, z wyraźnym tonem przekory, próbując pokazać jej, że z chęcią sama zobaczę jak to ona będzie się wstydzić podczas zmiany pampersa.
– Nie wątpię, nie wątpię… W ogóle to popatrz kto tu do nas przyszedł?
Sabina wyjęła zza kanapy dwie pacynki i włożyła je sobie na dłonie.
– Sabina… Proszę… – Próbowałam ją zatrzymać ale zołzie za dobrze wychodzi wczucie się w rolę.
– To mnie nie proś tylko sama spójrz…
,,A komu to Myszka za włoski łapie? A do kogo to Kotek przyszedł pieluszkę sprawdzić”
– ,, No wiem, wiem… Przyszły do mnie… Ale nie chcę jeszcze zmieniać pieluszki!! Ploszeee!!! – Powiedziałam najbardziej infantylnym i niewinnym tonem jaki tylko mogłam z siebie wydobyć.

– No proszę proszę, gdybym Cię nie znała lepiej to zapytałabym się gdzie zgubiłaś kogoś dorosłego Młoda Damo. – Stwierdziła, choć to swoją drogą wcale nie tak, że codziennie przed snem ćwiczę sobie mój mały głosik, co by nie zapomnieć z niego korzystać.
Pobawiłyśmy się jeszcze kilka chwil tymi pacynkami, jednak po dzisiejszych przygodach, obie chyba byłyśmy już zwyczajnie zmęczone.
Sabina stwierdziła że dziś zrobimy sobie dzień dziecka, i idziemy spać na tak zwanego śmierdziela. Podobał mi się ten pomysł, jednak poprawiłam ją, że dzień dziecka dopiero za pół roku a teraz mamy Mikołajki.

– Dobrze, dobrze, poczekaj tu na mnie Mały Mikołajku, bo musze tapetę zmyć. Jak tego nie zrobię tak rano będziesz miała ze mnie Samarę Morgan podczas okresu. – No zniszczyła mnie. To już nawet nie jest Game Set, Match, to po prostu było złe…
Sabina widziała, że chyba jej komentarz mnie dobił więc poszła do łazienki zrobić się na bóstwo śpiącej 30-stki, cokolwiek to znaczy. Ja nie traciłam jednak tego czasu, doskonale wiedziałam co powinnam zrobić. Uklęknęłam co było wymagające z uwagi na dość dużego pampersa i składając ręce jak do modlitwy, zaczęłam.
– Święty Mikołaju, yyy,… Cześć, to znowu ja, i choć wiem że tego nie usłyszysz bo Cię nie ma tak naprawdę to i tak Ci to powiem. Dziękuję Ci za prezent, całe lata zastanawiałam się co chciałabym od Ciebie dostać, ile bym dała, by znów móc w Ciebie beztrosko wierzyć, jednak nie sądziłam że dasz mi w tym roku prezent, tak mi potrzebny, tak dla mnie miły i tak dla mnie ważny. Chyba bałam się Sabinie przyznać, wiesz jaka ona jest… Tak czy inaczej jeśli mogłabym Ci się jakoś odwdzięczyć tak daj mi znać. A i bym zapomniała, nie mam w domu kominka, ale pod wycieraczką jest kluczyk do drzwi, otwórz sobie a na moim biurku znajdziesz ciasteczka i termos z mlekiem. Może być już zimne ale mam nadzieję że Ci to nie przeszkadza…
– A nie zapomniałaś o kimś? – Usłyszałam głos Sabiny, odwróciłam się i kogo widzę? Sabinę w piżamie w misie ze skrzyżowanymi rękoma.
– Sabina ty zołzo miałaś być w łazience. – Odbiłam wiedząc, że pewnie i tak słyszała całą tę modlitwę…
– No już, żegnaj się z Mikołajem i wskakuj do łóżka, bo to już najwyższa pora na Ciebie młoda damo.

Chciałam jej odpowiedzieć ale miała rację więc szybko pożegnałam się z Mikołajem
i wskoczyłam do łóżka. Sabina wzięła mój smoczek i przytulając mnie włożyła mi go do ust. Do ręki dostałam misia. Światło zgasło i obie chyba odleciałyśmy wtulone w siebie jak małe dzieci po całodniowym ganianiu na polach. Ostatnie co pamiętam to głos Sabiny szepczący mi do ucha ,, Mam Cię Młoda Damo  i wiesz co, to dopiero jest Game Set Match.”

 

Koniec.


Informacja Autorska:
1. Całość spisana została w równe 8 godzin, pod natchnieniem,  czy bardziej w transie jednej piosenki. Piosenka, której przez te 8 godzin pisania słuchałam w pętli oraz, którą słyszały nasze bohaterki nosi nazwę  goosetaf – contraband
2. Ten Mini Opis jest pisany zdecydowanie w innym stylu niż przywykłam pisać, nie mniej było to ciekawe i przyjmne doświadczenie mieszczące się łącznie na 10 stronach A4, co stanowi mój prywatny nowy rekord w długości pisanych Mini Opisów. 
3. Grafika, którą widzicie, jest połączeniem dwóch zupełnie różnych grafik, od dwóch zupełnie róznych autorów, jednak widząc je (oryginalne grafiki) koło siebie, zobaczyłam ten Mini Opis, to jak pomysł, który miałam na niego od kilku ostatnich tygodni złączył się w całość. 

Mam nadzieję że i Wam się spodobał a ze Swojej strony życzę Wam miłego i radosnego Mikołaja. 

Oryginał Grafiki 1 
Oryginał Grafiki 2 

2 thoughts on “Mikołajki nie z tej Bajki – Maxi Opis #25

    • Dziękuję Ci za Twój komentarz. Miło mi, że komuś się podobają moje opowiadania zwłaszcza że tworząc je mam na celu taki efekt.
      Odnośnie częstszych publikacji, tu sprawa się nieco komplikuje, pomysłów mam na wiele opowiadań, możliwości czasowe by je napisać, cóż tu pojawia się problem. Oczywiście postaram się by coś się pojawiało częściej, jednak obiecać efektów nie mogę.

      Gdybyś miała pomysł na opowiadanie, chciała napisać takie opowiadanie, czy chciała się poradzić, tak zachęcam Cię do kontaktu ze mną
      ( Zakładka Kontakt). Pozdrawiam i miłego dnia.

      Like

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.